Na wszystkich zdjęciach jest ona sama, czasem podwójnie, a jednak nie są to autoportrety.
Jej fotografie układają się w różne opowieści.
W ich centrum jest zawsze kobieta, jej doświadczenie, jej samotność.
Niezbyt przyjazny to świat, ale nie o komfort widza tu idzie. Raczej o coś przeciwnego.

Fotografie Anji Niemi mają być zapamiętane, a nie przyjemne do oglądania. Choć i takie bywają, bowiem fotografka buduje swoje światy w sposób przemyślany, starannie dobierając kostiumy, scenografię, plenery.

 

 

Moją uwagę początkowo zwrócił cykl zdjęć z serii Do Not Disturb.
Zainspirowany artykułem o wakacjach dla gospodyń domowych opowiada o samotności, wyobcowaniu, niezrozumieniu. A może też o nudzie? Albo zmęczeniu? Nie chcę sugerować interpretacji, sami popatrzcie.

 

 

 

 

 

 

Nowa (ale nie najnowsza) seria zdjęć, zatytułowana The Woman Who Never Existed,  podejmuje temat życia artysty. Fotografkę zainspirowały słowa Eleonory Duse, słynnej włoskiej aktorki, która miała powiedzieć, w jednym z bardzo rzadko udzielanych wywiadów: „Z dala od sceny – nie istnieję”.

Kim zatem jest gdy zgasną reflektory, gdy zejdzie ze sceny? Jak żyje, co się z nim dzieje? Kim jest bez widza, odbiorcy, wielbiciela? To swego rodzaju fantazja fotografki, ale może i celna diagnoza? Anja Niemi próbuje złapać te chwile pomiędzy.

 

 

 

 

 

To co robi Anja Niemi nie jest nowatorskie, bo wystarczy przypomnieć pracę Cindy Shermann. A jednak jest świeże i intrygujące.
To opowieść o kobiecie, opowieść pełna tajemnic, nieoczywistości, niejasności, niejednoznaczności.
Niepokojąca. To obrazy, które rozpoczynają pewną opowieść, której dokończenie należy do patrzącego.

Wiele z tych kadrów wygląda niczym wyjęta z jakiegoś filmu. Wydaje się, że kinematografia wpływa znacząco na norweską artystkę. Niektórzy dopatrują się odwołań do Bergmana czy Lyncha, z pewnością fascynuje ją postać Marylin Monroe (najnowsza seria zdjęć She Could Have Been A Cowboy), choć nie tylko ona.
Sądzę jednak, że nieważne od kogo pożycza, ważne co sama chce przekazać.

 

 

 

 

Anja Niemi zawsze chciała opowiadać historie, ale ze słowami nie było jej po drodze. Wybrała obrazy.
Fascynuje i inspiruje ją fotografia mody, ceni Irvina Penna, Guya Bourdina czy Helmuta Newtona, jednak nie naśladuje ich.

W jej fotografii nie chodzi o autoportret. Wzbrania się przed takim odczytaniem. Jak mówi, to zawsze jest kreacja, swego rodzaju performance, opowieść, ale nie o niej samej.

 

fot. Anja Niemi

Niedawno można było oglądać prace Anji Niemi w szwedzkiej Fotografiska (szwedzkie muzeum fotografii, centrum fotografii współczesnej, gdzie regularnie pojawiają się inspirujący artyści i znakomite wystawy).
Sądzę, że warto przyglądać się pracy tej norweskiej fotografki.