W ostatni dzień roku mam dla was prezent – kilka słów, a przede wszystkim zdjęcia.
Ulubiony duet: Tim Walker i Tilda Swinton.
I jak zwykle – wspaniała sesja, choć inna niż wszystkie poprzednie. Jak oni to robią?

Inspiracją do niej było malarstwo amerykańskiego twórcy Johna Singera Sargenta – co nie jest przypadkowe. Tematem – wyobrażenie Tildy i jej dzieci o swoich przodkach. Tak, są tacy, którzy mogą i są dumni ze swojej rodziny, jest ona dla nich inspiracją. Ale o tym, że Tilda jest wyjątkowa pod wieloma względami, wiadomo nie od dziś.

„Wychowywała się w szkockiej rodzinie szlacheckiej wywodzącej się z saskiego rodu Edulfingów z Bernicji. Jej drzewo genealogiczne sięga trzydziestu sześciu pokoleń wstecz do czasów Alfreda Wielkiego (886 r.), a według niektórych genealogów nawet początków VIII w. Dzieciństwo spędziła w zamku w Berwickshire – własności jej rodu od IX w. Ojciec Tildy, generał major sir John Swinton, jest kawalerem Orderu Imperium Brytyjskiego, komandorem Królewskiego Orderu Wiktoriańskiego i byłym dowódcą przybocznej straży królowej brytyjskiej. Matka, Judith Balfour Killen pochodzi z Australii” – tyle wikipedia.
Wiedzieliście?

Zatem dorastała na wsi w Szkocji. Nad telewizorem wisiały dwa rysunki przedstawiające jej prababkę George (Elsie) Swinton, autorstwa wspomnianego Sargenta. Był on też autorem portretu Elsie, jaki dziś można podziwiać w Instytucie Sztuki w Chicago. Zanim obejrzymy sesję Tima i Tildy warto zobaczyć malarstwo Amerykanina (polecam research w sieci).

Elsie urodziła się w Sankt Petersburgu, gdzie Tilda trafiła kręcąc „Orlando”. Prababka była jej „Gwiazdą Północy”, imponowała jej opanowaniem i niezależnością i jak twierdzi aktorka wywarła na nią duży wpływ. Nie tylko Elsie towarzyszyła Tildzie w dzieciństwie, także inni przodkowie spoglądali na nią z obrazów zdobiących dom, a jej ojciec często „przypadkiem” pozostawiał rodzinne pamiątki na wierzchu, tym samym zachęcając swoje dzieci do poznania rodzinnych historii.

Latem tego roku Tilda i Tim wraz z gronem współpracowników pojawili się w Szkocji, by zrealizować wyjątkową sesję. Tilda tym razem zaprosiła również do współpracy swoje dzieci: bliźnięta Honor i Xaviera. Dwudziestopięciolatkowie wraz z matką wcielają się w role swoich antenatów i zabierają nas w podróż w czasie.

Projektantka kostiumów Sandy Powell, z którą Tilda zna się od czasów filmu „Caravaggio” Dereka Jarmana (od którego zaczęła się wielka przygoda Tildy z kinem), była częścią zespołu. To prawdziwa mistrzyni iluzji. Przyjrzyj się uważnie zdjęciom i spróbuj dostrzec z czego Powell tworzy kostium. Na zdjęciu w szklarni to co zdaje się być metrami tiulu jest warstwami folii.

W sesji sporo jest nawiązań do różnych obrazów (zarówno tych znanych z historii malarstwa, jak i kadrów filmowych), ale też do działań artystycznych Tildy. Leżący żołnierz przywołuje słynną instalację The Maybe, w ramach której aktorka przez tydzień, po osiem godzin spała w szklanej gablocie.

Ostatnie zdjęcie sesji to wspomnienie filmu „Orlando”, kostium który bohater/ka ma na sobie w chwili, gdy oficjalnie zostaje uznana za kobietę. (Jeśli nie widzieliście tego filmu, bardzo polecam, tak samo jak książkę Virginii Woolf).

fot. Tim Walker dla W