Masayoshi Sukita to japoński fotograf, który z Davidem Bowie współpracował ponad 40 lat.
Za każdym razem, gdy Bowie lądował w Japonii, proponował mistrzowi nowe sesje fotograficzne. I z całą pewnością wiedział dlaczego – rozumieli się doskonale, a powstałe portrety można zaliczyć do jednych z najciekawszych. Choć z Davidem Bowie było chyba trochę tak jak jest z Tildą Swinton – zawsze jest ciekawie, intrygująco, tajemniczo.
Sukita realizował sesje studyjne, fotografował muzyka na scenie, ale również w codziennych, zwyczajnych sytuacjach: w metrze, na ulicy. Była to obustronna fascynacja, chęć poznania kultury tego drugiego, jego świata, osobowości i sztuki. I przyjaźń.
Masayoshi Sukita dość wcześnie zdecydował o tym czym się chce w życiu zajmować. Po skończeniu szkoły średniej wybrał szkołę fotograficzną. Miał w pamięci wspomnienie zmarłego ojca, który fotografuje, a od matki w prezencie otrzymał swój pierwszy aparat fotograficzny. Po szkole pracował jakiś czas jako asystent fotografa, a następnie w agencji reklamowej w Osace. Potem przeprowadził się do Tokio, by zająć się fotografią mody i kręceniem reklamówek dla telewizji.
Duże zmiany przyniosły lata 70. Wówczas zdecydował się na samodzielną pracę i ożenił się.
To także czas podróży do Nowego Jorku i Londynu.
Jego wrażliwość estetyczną ukształtowały filmy z Marlonem Brando i Jamesem Deanem, a także muzyka lat. 50. i 60. Za swoich fotograficznych mistrzów uważa Irvinga Penna i Dennisa Stocka. I podążając tym tropem – muzyki, sztuki, filmu – szukał tematów i inspiracji do swojej pracy.
W Nowym Jorku zainteresował się subkulturą i tym co działo się wokół Andy’ego Warhola.
W 1972 roku poleciał do Londynu. Nie, nie po to, by poznać Bowiego, ale by fotografować ówczesną gwiazdę – zespół T-Rex.
Zanim spotkał swoją muzę (jakkolwiek to brzmi, wydaje się być właściwym słowem), nawet nie wiedział kim jest David Bowie. Zobaczył na ulicy plakaty, które go zainteresowały wizualnie, poszedł na koncert, a dopiero potem panowie się spotkali.
Wcale nie było łatwo z pierwszą sesją na którą umówił się fotograf. Po pierwsze: słabo mówił po angielsku. Po drugie: tego dnia, gdy umówiono spotkanie, z Davidem pracował już David Bailey, ówczesna gwiazda fotografii i Sukita mógł się spodziewać, że z popołudniowej sesji niewiele wyniknie. Skoczył po wino i coś do jedzenia i od tego zaczął znajomość. To był doskonały początek.
Z czasem okazało się, że Bowiego interesuje kultura japońska, uwielbia Kioto. Wydaje się, że w tamtejszej estetyce znajdował inspirację do swoich pomysłów, wzbogacał wyobraźnię, ale także odpoczywał.
W 1977 we współpracy obu artystów powstała okładka płyty „Heroes”.
W 2015 roku, w Nowym Jorku, miejsce miała retrospektywna wystawa prac Masayoshi Sukity zatytułowana „Sukihita: David Bowie”. Fotograf wydał także książkę poświęconą ich wspólnej pracy i znajomości, zawierającą setki zdjęć Bowiego. Nosi ona tytuł „Speed of Life”.
“Portraits are always the hardest thing to do seriously. It feels, ultimately, like the deer in the headlights.”
Portrety są zawsze najtrudniejszą rzeczą do wykonania tak na poważnie. Ostatecznie czuję się jak jeleń w świetle reflektorów”.
_David Bowie
David Bowie odszedł 10 stycznia 2016.
Pozostała jego muzyka i znakomite portrety japońskiego przyjaciela, Masayoshi Sukity.
fot. Masayoshi Sukita