Pięćdziesiąt lat wspaniałych pomyłek, a nawet jeszcze więcej!
Kto ze współczesnych fotografów nazwałby tak album podsumowujący niejako pół wieku swojej twórczej pracy?
Ktoś odważny, bezkompromisowy. Ktoś kto nie obawia się kontrowersji, ekstrawagancji, prowokacji.
Przecież robi to od zawsze! (A niektórzy wciąż nadal odkrywają Amerykę…)
I choć znany jest z najgłośniejszych kampanii reklamowych pewnej firmy odzieżowej, które wywoływały szok i z czasem były coraz trudniejsze w odbiorze, to przez te pięć dekad wykonał setki tysięcy przeróżnych fotografii. Fotografował sesje modowe, edytoriale dla największych magazynów, realizował kampanie reklamowe, ale też portretował sławnych ludzi. W pracy wypracował własne standardy. Deklaruje, że nie jest fotografem mody ani fotografem reklamowym, nie jest artystą, nie jest reporterem, jest po prostu fotografem.
Ale, dodajmy, fotografem jedynym w swoim rodzaju. Temperamentnym Włochem, który otwiera szeroko oczy na problemy współczesnego świata, nazywa je po imieniu, każe patrzeć i konfrontować się z nimi.
I’m not a photographer because I love photography. For me, photography is like a pen for a writer. It’s just a medium that I use. Nie jestem fotografem dlatego, że kocham fotografię. Dla mnie fotografia jest jak pióro dla pisarza. To tylko medium którego używam.
Dygresja osobista. Swego czasu, kiedy zaczęły się pojawiać jego zdjęcia w polskiej prasie, bardzo je lubiłam, wiele wycięłam i zachowałam sobie. Intensywnie kolorowe fotografie pełne pięknych, często uśmiechniętych bardzo różnorodnych ludzi. Te zdjęcia mówiły: jesteśmy różni, jesteśmy tacy sami. Ten przyjazny wielokulturowy tłum zapraszał do zakupów w sklepach Benettona, dla nas wówczas zupełnie niedostępnych.
Jednak z czasem te reklamy zmieniły się radykalnie. Przestały być miłe i przyjemne. Benetton, marka odzieżowa, stała się, poprzez działania tego fotografa, publicystką, ważnym głosem w sprawie wielkich problemów nowoczesnej cywilizacji. Od subtelnego propagowania tolerancji międzykulturowej przeszła do szokowania widza po to, by zatrzymać go, zmusić do myślenia, ustosunkowania się do problemu.
Fotografie odeszły do prezentowania mody w stronę dyskusji w sprawie ważnych kwestii społecznych. Oddziaływały na emocje bezpośrednio, mocno i celnie. Pokazywały problemy współczesnego świata, ale i tragedie pojedynczego człowieka. Od narodzin po śmierć. Pokazywały radość, miłość, seks, ale były też mocnym głosem w sprawie rasizmu, nietolerancji, homofobii. Nie unikały tematów, o których wcześniej tak głośno publicznie nie mówiono. Dotykały AIDS, anoreksji, kary śmierci, przemocy, biedy, zanieczyszczenia środowiska i wielu innych spraw. Trochę tak, jakby nagle ktoś zaczął nazywać rzeczy po imieniu. Po prostu. Teraz musiano o nich rozmawiać, nie dało się ich zamieść pod dywan, przemilczeć mniej lub bardziej dyplomatycznie.
I didn’t shock with the images, I got shocked by what was surrounding me. Images are just documentation of facts that are surrounding us. We know most of what we know because we look at pictures. Nie szokowałem obrazami, szokowało mnie to co mnie otaczało. Obrazy to tylko dokumentacja faktów, które nas otaczają. Większość tego co wiemy pochodzi z patrzenia na obrazy.”
Ich autorem, jak pewnie się już domyśliliście, jest nie kto inny jak Oliviero Toscani. Włoch, urodzony w Mediolanie. Zanim zaczęła się jego kariera, studiował fotografię i grafikę w Zurychu. Dziś jest sławny bądź niesławny z powodu tego co robi.
W takim razie skąd te porażki? Toscani mówi, że tak się jakoś stało, że w jego przekonaniu najlepsze jego prace okazywały się ostatecznie być jego największymi porażkami. Stąd album nazwał (z premedytacją i przekorą jak zawsze) „More than fifty years of magnificent failures” – „Ponad pięćdziesiąt lat wspaniałych pomyłek”.
Album zawiera fotografie Oliviero Toscaniego, którym towarzyszą komentarze przyjaciół i znajomych fotografa, bądź jego własne przemyślenia.
Ale myślę sobie, że może chodzi jeszcze o coś innego. To wspaniałe zdjęcia, ale świat niewiele się zmienił, problemy nie zniknęły, a wiele z nich powraca i narasta. I to można nazwać porażką… nie tyle fotografa, ile całej ludzkości.
fot. Oliviero Toscani
Przygotowując ten wpis, natrafiłam na dwa wywiady z włoskim fotografem, warto zajrzeć, przeczytać. Pierwszy, z „Vogue’a” znajdziecie tutaj, a drugi tutaj. I koniecznie poszukajcie albo rzeczonego albumu albo zdjęć Toscaniego w internecie. To nie będzie łatwa i przyjemna praca domowa, ale moim zdaniem – ważna i konieczna, by zrozumieć cokolwiek z tego świata, w którym żyjemy.