Amerykański Zachód. Przestrzeń piękna i pustki.
Ale też zmiany. Zmiany postępującej stale, powoli, acz konsekwentnie.
Niebo, rzeki, prerie, ale też przedmieścia, ulice, sklepy.
Codzienność, zwyczajność, a zarazem poezja. Cisza. Samotność.
I pytanie: czy i jak otaczający krajobraz nas kształtuje, jak wpływa na nasze życie?
Amerykański Zachód i mistrz pejzażu – Robert Adams – próbuje znaleźć odpowiedź.
Ukończył filologię angielską, zrobił doktorat i uczył. A prócz tego fotografował, przeważnie otaczający go krajobraz.
Szacunku do świata przyrody, dostrzegania jego piękna nauczył go ojciec, z którym nieraz odbywał długie wędrówki. Natura stała się głównym tematem jego prac. Kolorado, Oregon, Kalifornia – to „jego” miejsca.
Z czasem okazało się, że nie może nie zauważać również tego, jak postępująca industrializacja i konsumpcjonizm zmieniają te drogie jego sercu przestrzenie.
„Zacząłem robić zdjęcia, gdyż chciałem uwiecznić nadzieję: niewypowiedziane tajemnice i piękno tego świata. Jednak na swojej drodze spotkałem także rozpacz i wtedy stwierdziłem, że ona także musi znaleźć miejsce na moich fotografiach, jeśli mają one być szczere”.
– Robert Adams
Na początku lat 70. zdecydował, że odtąd jego pracą będzie wyłącznie fotografia. Był gotów podjąć taką decyzję być może także dlatego, że chwilę wcześniej spotkał słynnego kuratora wydziału fotografii Museum of Modern Art (MoMA) – Johna Szarkowskiego, akuszera wielu fotograficznych karier, organizatora znakomitych wystaw. MoMA zakupiło cztery wydruki Adamsa do swojej kolekcji.
To był dobry czas: ukazał się pierwszy album, miała miejsce pierwsza wystawa, pojawiły się wyróżnienia i nagrody.
Dziś dorobek Roberta Adamsa zamyka się w 20 tytułach, a jego wystawy wciąż budzą zainteresowanie, a sam fotograf uważany jest za jednego z najważniejszych kronikarzy amerykańskiego Zachodu.
Więcej zdjęć i informacji znaleźć można na stronie Masters of Photography.
Roberta Adamsa reprezentuje Fraenkel Gallery, tam też więcej zdjęć.
fot. Robert Adams