Nie może być inaczej. Będzie o tym, który odszedł w zeszłym tygodniu.
Mistrz, czułe oko, wrażliwość na piękno.
Peter Lindbergh.

 

 

 

„Zadaniem fotografa jest uwalnianie ludzi od przymusu perfekcji”.

 

 

Mówi się o nim jako w wybitnym fotografie mody i to prawda. Przez wiele lat współpracował z magazynami Vogue, Harper’s Bazaar, Vanity Fair, The New Yorker. Dwukrotnie fotografował dla kalendarza Pirelli. Zrealizował mnóstwo oryginalnych sesji modowych, edytoriali, okładek. Niektóre były w kolorze, ale chyba te najbardziej zapadające w pamięć to czarno-białe fotografie.

 

 

„Piękno to bycie sobą. To moja definicja, może i banalna, ale prawdziwa”.

 

 

 

 

Ale jego twórczość to dużo więcej.
To nieustająca potrzeba zatrzymania piękna, ale i powiedzenia pewnej prawdy o człowieku.
Prosty, szczery kadr. A jednocześnie współczesne dzieło sztuki.

 

 

 

 

 

 

Lindbergh odszedł. Jego fotografie pozostały i będą nadal inspirować, cieszyć oko, uczyć prawdy.

I choć chciałabym lepiej, pełniej napisać o tej postaci, to jakoś trudno mi teraz, bo nie znajduję słów.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, polecam prześledzić informacje z ostatniego tygodnia, zajrzeć na stronę Lindbergha, sięgnąć po albumy z jego zdjęciami i po prostu pobyć z tą fotografią.

 

Zdjęcia tylko wtedy mają szanse stać się ponadczasowymi, jeśli na nich nie kłamiesz.
Zadaniem fotografa jest uchwycenie ducha czasów. 

Ostatnią sesję zrealizował dla brytyjskiej edycji „Vogue’a”. Były to portrety kobiet, jakie dziś zmieniają świat – tytułowe siły zmian – „Forces for Change”.

 

fot. Peter Lindbergh