W przypadku sesji modowych niebagatelną rolę spełniają stylistki i styliści. Niejednokrotnie odnoszę wrażenie, że to one/oni de facto decydują o formie i stylu tego co i jak ma się znaleźć w kadrze. A mimo to pozostają częstokroć w cieniu, ponieważ ostatecznie skupiamy się albo na fotografiach albo na prezentowanych ubraniach. I choć ta praca wydaje się być nieco bagatelizowana i niedoceniana (w sensie docenienia, zrozumienia tej profesji, nie mam na myśli płacy, bo też nie bardzo się orientuję w tym temacie), to wymaga przecież ogromnej wiedzy, nie tylko z dziedziny mody (jej historii, magazynów, trendów, projektantów itd.) czy znajomości najnowszych kolekcji, ale także historii sztuki, kultury, historii fotografii i wielu innych dziedzin. Wymaga też wyobraźni i odrobiny szaleństwa.

A jeśli dobry stylista spotka dobrego fotografa to na efekty ich pracy patrzy się z ogromną przyjemnością.
Tym razem sesja całkiem nowa, październikowy numer japońskiej edycji „Vogue”.

Caroline’s Symphony.
Fotografował Giampaolo Sgura, stylizacja: Anna Dello Russo.

 

Sgura1

 

Sgura2

 

Sgura3

 

Sgura4

 

Sgura5

 

Sgura11

 

Sgura6

 

Sgura7

 

Sgura8

 

Sgura10

 

Sgura12

 

Sgura13

 

Sgura14

fot. Giampaolo Sgura

I jak wam się podoba?
Dla mnie to niezwykłe wprost obrazy, na granicy przestylizowania. Intrygująca mieszanka malarstwa niderlandzkiego, a może i włoskiego renesansu, obrazów wielkich mistrzów, a także kultury rosyjskiej, jakieś wpływy hiszpańskie czy też może meksykańskie. Tajemnicze, niejasne kadry, które sprawiają, że nasze myśli krążą, wyszukując wciąż nowych konotacji, wizualnych skojarzeń. Kadry, które pozwalają na tworzenie własnej opowieści o tym kim jest postać na zdjęciu, jaka jest jej historia.

I choć tytuł mówi o symfonii Caroline, to jest to raczej popis mistrzostwa Anny Dello Russo, stylistki.
Jej pracę podziwialiśmy też całkiem niedawno, w barokowej włoskiej odsłonie.

A ta sesja, choć historyzująca jest zarazem współczesna. Taką jest modelka, której uroda nie kojarzy się nam ani z Rosją ani Hiszpanią, może w ostateczności z Holandią mogłaby odrobinę.

I ileż tu pysznych detali: biżuteria, guziki, nakrycia głowy, faktury tkanin.
I choć zrazu sesja wydała mi się nieco sztuczna (choć to nie jest najwłaściwsze słowo), to coś sprawia, że powracam do tych zdjęć i oglądam je znów. Z przyjemnością.