Tym razem, wyjątkowo, oddaję głos komuś innemu. A to dlatego, że chciałabym was zachęcić do zajrzenia do pewnej książki.
Dla jednych będzie to nieco sentymentalna może podróż w czasy dzieciństwa, mniej lub bardziej beztroskie.
Dla innych – niezwykła podróż w czasy z nie tak znów dalekiej przeszłości, czasy bez internetu i wielu rzeczy, które (pozornie) ułatwiają nam życie.
Całość przenosi nas w czasie, odrobinę tylko, niedaleko.

Każdy z nas ma takie swoje 'miejsca prywatne’, miejsca znaczące, przedmioty, zachowane albo zapamiętane, czasem symbole a czasem zwyczajnie pamiątki.
I tęsknimy nie tyle za tym żeby powrócić do tamtych lat, bardziej może chcielibyśmy odzyskać tamtych siebie: ciekawych, głodnych świata i przygód, nawet nieco naiwnych i niemądrych. Ta książka może nas tam zabrać, pomóc naszej pamięci albo przywrócić niektóre wspomnienia, które zagubiliśmy w szalonym biegu naszej codzienności.

Warto zajrzeć do tej książki nie tylko ze względu na tekst, ale i zdjęcia.
’Znaki szczególne’ Pauliny Wilk z fotografiami Kuby Kamińskiego. 

 

 

Najlepiej miażdżył monety ekspres Moskwa-Berlin, który przejeżdżał po trzeciej po południu. To był w ogóle najlepszy pociąg, najważniejszy. Mijał nas najszybciej i najbardziej obojętnie, z taką gwałtownością i powagą, że odsuwaliśmy się od torów dalej niż zwykle. Śledziliśmy wagony, wypatrując sypialnych i kuszetek opisanych w obcych językach.

 


Przychodziłam na dworzec o czwartej rano, żeby złapać pierwszy pociąg do domu. Z nogami ciężkimi po pracy w nocnym klubie, gdzie jako kelnerka obsługiwałam „młode wilki” polskiego biznesu, spacerowałam wzdłuż peronu, wypatrując w tunelu błysku świateł. Mijałam ciała bezdomnych, ułożone równo pod ścianą, obleczone śpiworami i kocami. Obserwowałam je, sprawdzając, czy co noc zjawia się ta sama grupa. Liczba osób mniej więcej się zgadzała, podobnie jak kolejność, w jakiej kładły się do snu.

 

 

Byliśmy klientami dorastającymi w kapsule przyspieszonej edukacji konsumenckiej. Nie kupowaliśmy nowości w ciemno, by sprawdzić, jak smakują. Ich wartość znaliśmy już z reklam, puszczanych przed Wieczorynką, która też się gwałtownie umiędzynarodowiła.

 

 

Podziały zarysowały się tak precyzyjnie, jakby istniały od zawsze, tylko dotąd przysypane były warstwą kurzu. Teraz na nowo nas określiły. Wizyta w kiosku czy dużym sklepie Społem już nie gwarantowała spotkania z kimś znajomym – mnożyły się małe sklepiki, prywatne inicjatywy, wokół których gromadziły się osobne grupy klientów, manifestujących swoją konsumencką lojalność, a jednocześnie odgradzających się od innych. Ostentacyjnie omijane Społem brało cięgi za kilkadziesiąt lat spożywczego socjalizmu, choć nowych towarów miało w bród.

 

 

Mój tata jest zdecydowanym przeciwnikiem wyrzucania czegokolwiek. Altankę przekształcił w bezterminowe sanatorium dla sprzętów, które wcześniej zostały upchnięte w pawlaczu, następnie zniesione do piwnicy, wreszcie – wyeksmitowane na działkę. Tam ostatnich dni doczekał radiomagnetofon Kasprzak, przyjaciel moich pierwszych muzycznych fascynacji.

Więcej:

 

I like photo na facebooku – zapraszam. I tym razem szczególnie zapraszam, bo czeka tam na was niespodzianka.