Rooney Mara. Aktorka amerykańska, jedna z ciekawszych w ostatnich czasach.
Nie idzie utartym szlakiem, a świadomie buduje swoją drogę.
Niejednoznaczna, nietypowa, osobna.
A skoro fotografował ją Tim Walker, to nie można było przejść obojętnie wobec.
Sztuka portretu w najlepszym (?) wydaniu, bez zbędnych dekoracji i kombinacji.
A właśnie, czy rzeczywiście w najlepszym wydaniu? Mam bowiem wrażenie, że mamy tu do czynienia z trzeba różnymi pomysłami. Jest sesja dla magazynu, nowoczesna, nieco futurystyczna, jest sesja artystyczna, po Timowemu rozmazana, rozedrgana i jest też sesja czarno-biała, najbardziej enigmatyczna, według mnie najmniej udana, rażąca sztucznością. Trochę tak jakby Walker chciał upiec trzy pieczenie na jednym ogniu.
Może niepotrzebnie jednak… Bo gdzieś w tym wszystkim ginie nam sama bohaterka. Znika albo świadomie się ukrywa. Nie poznajemy jej, nie dowiadujemy się o niej niczego, jest przezroczysta i nieprzenikniona zarazem.
fot. Tim Walker