Skoro jesteśmy w fotografującym rodzinnym kręgu, to może dobra to okazja, by przedstawić pewną fotograf, której mąż jest muzyczną legendą, a jej zdjęcia pozostają nie tylko dokumentem pewnej epoki, ale też niezwykłą, zabawną i wzruszającą kroniką rodzinną.
Być może pozostawała nieco w cieniu sławnego męża, ale nigdy w nim nie zniknęła.
Żyła swoim życiem i rozwijała swoje pasje.
Fotografowała, angażowała się czynnie w ochronę środowiska i prawa zwierząt, propagowała wegetarianizm w czasach, gdy dla wielu był jeszcze mało popularnym sposobem życia. Napisała wiele książek na temat kuchni wegetariańskiej, ale brała też udział w projektach muzycznych męża. Była Amerykanką, żoną, przyjaciółką i współpracowniczką jednego z najsłynniejszych Brytyjczyków.
Linda McCartney.
Życie nie szczędziło jej tragicznych epizodów i być może dlatego miała pełną świadomość tego jaką jest wartością, co jest w nim tak najważniejsze. Wiedziała czym jest szczęście i to szczęście, te ulotne chwile, zatrzymywała w kadrze.
Fotografowała Paula i swoje dzieci, dokumentowała małe i większe zdarzenia z ich życia.
Fotografowała również bliższych i dalszych znajomych.
Te zdjęcia są bezpretensjonalne, na poły prywatne, na poły publiczne, zawsze nieoficjalne, zawsze dyskretnie.
Bije od nich ciepło, sympatia. Sprawiają, że chcemy pobyć chwilę dłużej w tym towarzystwie, posłuchać więcej, zobaczyć więcej.
Poezja codzienności, rodzina, praca muzyka, szaleństwo życia na scenie.
I Paul, zawsze i na zawsze.
17 kwietnia minie 17 lat od czasu gdy Linda odeszła.
Z Paulem przeżyli razem 30 lat.
Ostatnie słowa, jakie do niego powiedziała, brzmiały: „Siedzisz na swoim pięknym ogierze rasy Appaloosa. Jest przyjemny wiosenny dzień. Galopujemy przez las. Hiacynty zakwitły, a niebo jest błękitne”.
fot. Linda McCartney