Są twórcy do których przekonuję się z czasem. Należy do nich Martin Parr.
Nie mogę jednak powiedzieć, że lubię jego zdjęcia, bo tak nie jest, ale nie można zaprzeczyć, że jego prace zapadają w pamięć.
Nie lubię zdjęć Parra.
Jest bezlitosny, podchodzi za blisko, uderza w oczy ostrymi kolorami, fleszem i samym tematem.
Od niejednego zdjęcia mam ochotę odwrócić wzrok, a jednak… patrzę.
I zapamiętuję.
Jego fotografię obdarza się mianem dokumentu społecznego.
To życie w całej swojej pokręconej urodzie.
To obrazy jakie widzimy i my, ale lubimy udawać, że ich nie widzimy. (Choć może tylko ja tak mam?)
Jak mam to opisać? Oglądając zdjęcia Martina Parra miałam chwilami poczucie żenady, wstydu, a potem żalu – że ci ludzie tacy nieładni, że to otoczenie takie brzydkie. Że czasem tak się starają, a i tak nic z tego nie będzie. Bo są jacy są. Żyją gdzie żyją.
I wiecie co? Oswoiłam to sobie.
Bo na tym właśnie polega cały urok zdjęć Parra.
On ten świat pokazuje takim jakim jest, nie wyśmiewa go, ale zachwyca nim, bawi, ironizuje.
Niejeden kadr jest ciętą ripostą.
Parr podgląda, zagląda, czasem staje za plecami.
Tak więc wybrałam kilka jego fotografii z latem, podróżami, wakacjami i odpoczynkiem w tle.
Nie odwracajcie oczu, pozwólcie Martinowi Parrowi dojść do głosu.
A jeśli chcecie posłuchać jak opowiada o swojej pracy polecam you tube tutaj i tu (przykładowo, na początek).
Warto też przeszukać internet albo zajrzeć do księgarni by przejrzeć jego fotografie.
Albo zajrzeć na stronę tego brytyjskiego fotografa.
fot. Martin Parr
I like photo na facebooku – zapraszam.