Kiedy się objawiła światu, a raczej kiedy odkryto jej fotograficzne archiwum, stała się sensacją.
Rewelacją, jakiej w fotograficznym świecie nie było od dawna, a może nawet nigdy.
Mistrzem równym najlepszym, od dawna znanym fotografom.
Vivian Maier.
Znakomite kadry, świetne wyczucie sytuacji, bystre i czujne oko łapiące twarze ludzi i twarze miasta.
Fotografka świadoma, ze doskonałym warsztatem i pomysłem na to co i dlaczego chce fotografować.
Z chwilą gdy się pojawiła, narodziły się setki pytań, w tym kilka najważniejszych i najbardziej nurtujących.
Kim była? Dlaczego nikt nigdy o niej nie słyszał? Dlaczego nie prezentowała swoich prac, dlaczego nawet nie wywoływała negatywów?
Odkrywanie kolejnych fotografii, zagłębianie się w to co po niej pozostało, doprowadziło do tego, że zaczęto szukać prawdziwiej, żywej Vivian. Ci, którzy chcieli odsłonić tajemnicę, podążyli tropem zdjęć, rozesłali ogłoszenia, chodzili, pytali. Nie było to łatwe zadanie, i choć jeszcze nie było za późno, to jednak spotkanie z nią nie udało się, a sława przyszła po śmierci.
Powstał film dokumentalny, optymistycznie zatytułowany „Finding Vivian Maier” (Znajdując Vivian Maier, w polskiej wersji: Szukając Vivian Maier). I poznaliśmy w końcu Vivian, kobietę niekoniecznie sympatyczną i miłą, choć przecież zajmowała się dziećmi, a zawód niani zwykł się kojarzyć z kimś łagodnym, cierpliwym, wyrozumiałym. Ale kiedy słuchamy wspomnień o niej, powstaje obraz utrzymany niekoniecznie w jasnych barwach.
Maier pracowała jako niania, a fotografowała kiedy tylko mogła. Wiodła skromne życie, choć mogła żyć zupełnie inaczej. Może i była genialną fotografką, ale bardzo trudnym człowiekiem. Dlaczego?
Chcesz poznać Vivian Maier? Próbuj, choć są to próby z góry skazane na porażkę.
I książka, którą właśnie przeczytałam, potwierdza tę zasadę. To powieść autorstwa Christiny Hesselholdt, zatytułowana po prostu: „Vivian”. To nie biografia, a fikcja literacka, co warto podkreślić.
Duńska pisarka zaintrygowana postacią amerykańskiej fotografki francuskiego pochodzenia próbuje nakreślić jej portret. Wybierając technikę wielu punktów widzenia, popuszcza do głosu różne perspektywy. Poznajemy nieco lepiej życie Vivian Maier, jej rodziców, brata, znajomych, jej korzenie, jej pracodawców. Pewne tajemnice zostają wyjaśnione, obsesje, natręctwa naświetlone, podpowiedzi podrzucone. Ale to obraz wciąż niepełny.
Jeśli ktoś śledzi publikacje na temat Vivian Maier to w sumie niewiele nowego dowie się z powieści. Wszystko co o niej wiadomo zostało w powieści wykorzystane, twórczo przetworzone i dopowiedziane, choć nie zawsze do końca i wciąż jeszcze pozostaje sporo pustych miejsc do wypełnienia. Vivian pozostaje wciąż nieuchwytna, choć jest już bliższa, łatwiej ją zrozumieć.
Przyznam szczerze, że dla mnie była to książka chwilami naprawdę irytująca. Miałam wrażenie, że niektóre wątki są niepotrzebnie poruszane, niektóre osoby za dużo mówią i niekoniecznie na temat (bo co mnie obchodzą dywagacje narratora na temat jego własnego stylu życia), a za rzadko dopuszczana jest do głosu tytułowa bohaterka. Ale może w tym rzecz: ona się chowa, ukrywa, jest a zarazem jej nie ma. Tak jak z jej fotografią, w której jest stale obecna, choć tylko czasami pojawia się w kadrze.
A jednocześnie dostajemy obraz osoby, która pewne decyzje podjęła całkiem świadomie. Która poszła za swoją pasją, oddając się jej całkowicie. To ktoś, kogo życie nie było łatwe i kto sobie z nim niezupełnie poradził. Raczej uciekł, ukrył się za obiektywem.
I może wiele potoczyłoby się inaczej gdyby ktoś Viv pomógł, także w sensie terapeutycznym, by ktoś ją oswoił, pozwolił być w pełni sobą, porozmawiał, wysłuchał, wytłumaczył. Bo Viv była dzikuską i choć żyła w cywilizowanym społeczeństwie, w dużym mieście, to jednocześnie wciąż pozostawała małą dziewczynką, która ma problem z nawiązywaniem znajomości, relacjami, z emocjami, ze sobą. Niełatwe rodzinne historie, wielka wrażliwość na każdą krzywdę, a z czasem szereg dziwactw czy obsesji – to wszystko nie pomagało jej w życiu. W przeciwieństwie do fotografii.
Vivian. Jej fotografie, jej osoba, jej los mają w sobie coś takiego co nieustannie fascynuje, co prowokuje do zastanawiania się, do szukania odpowiedzi na pytania o przeróżne wybory, o to co jest w życiu ważne, o sens, o twórczość, o sztukę, o fotografię i o dzisiejszy świat. I to jest dobry powód, by do Vivan Maier wracać, by czytać o niej, oglądać jej zdjęcia, jej wizję świata.
Christina Hesselholdt: Vivian
tł. Justyna Haber-Biały
W.A.B. 2018
Bardzo dziękuję wydawnictwu W.A.B. za egzemplarz książki.