To jedna z tych wystaw, które oglądam od lat. Od kilku lat moje wrażenia można przeczytać na tym blogu. Nie jestem wielką fanką fotografii prasowej, niemniej jednak niemal co roku potwierdza ona swoją siłę. Siłę opowiadania, szybkiego, skrótowego a zarazem maksymalnie skondensowanego przekazu wiadomości ze świata.

Niejednokrotnie zdjęcia oglądane na wystawie pokonkursowej World Press Photo urastają do rangi symboli, znaków. Dobrze by stawały się też znakami stop!, by historie które opowiadają nie wydarzały się nigdy więcej. Ale coś mi się zdaje, że to tylko pobożne życzenie, a ci którzy powinni te zdjęcia oglądać nie chodzą na takie wystawy i nie stać ich ani na minutę refleksji…

Wystawa i tak corocznie, przyciąga tłumy chętnych. Co dla mnie oznacza także, że fotografia wciąż jest w centrum zainteresowania wielu osób, niezależnie od wieku, płci, opcji politycznych czy znajomości fotografii. Chcemy by obrazy opowiadały nam historie, chcemy wiedzieć o świecie więcej, więcej niż dostarcza nam codzienna papka informacyjna, która coraz mniej szanuje inteligencję widza/słuchacza/czytelnika.
I wcale nie chodzi o to, by poprawić sobie humor, że oto ja-widz żyję we względnie bezpiecznym i dostatnim miejscu na Ziemi. Nie, ta wystawa nigdy nie wprowadza w dobry humor, nie pozostawia wrażenia dobrobytu czy samozadowolenia. World Press Photo jest brutalne, odarte ze złudzeń, pozbawione fotograficznych trików, które mamią nas ze stron kolorowych magazynów. To świat taki jaki jest, często w najtragiczniejszych momentach. Choć są też takie fotografie, które niosą nadzieję, zachwycają oko niezwykłym pięknem, zaciekawiają opowieścią, która dzieje się niedaleko nas.

 

fot. John Stanmeyer

Nie wiem na dlaczego tak się stało, ale w tym roku wystawa World Press Photo nie była dla mnie wydarzeniem czy szczególnym przeżyciem. Zwykle jest nieco inaczej: obejrzane fotografie odrywają mnie od codzienności, pozostawiając w odrętwieniu, namyśle nad tym jaki dziwny i nieogarnięty, niezrozumiały jest świat w którym żyjemy. Dlaczego w tym roku tak się nie stało? Nie wiem, choć mam pewne podejrzenia. Śledząc przez cały rok przeróżne strony, blogi poświęcone fotografii siłą rzeczy oglądam mnóstwo zdjęć, wiele zatrzymuje mnie na dłużej, zapamiętuję je. Niektóre z nich trafiają potem do konkursu fotografii prasowej, a ponieważ są znakomite, opowiadają niecodzienne czy często bardzo dramatyczne historie, to są wyróżniane, nagradzane.
W ostatnim czasie idąc na WPP mogę przewidzieć jakie zdjęcia zobaczę. Wcześniej tak nie było. Wystawa była swego rodzaju niespodzianką, zaskoczeniem, a fotografie miały większą siłę oddziaływania także przez to, że były widziane po raz pierwszy, a historie za nimi stojące były opowiadane po raz pierwszy.

Ale nie znaczy to jednak wcale, że wystawy oglądać nie warto. Warto, zawsze warto.
Warto zobaczyć zdjęcie w dużym formacie, a nie w internetowej galerii.
Warto raz jeszcze obejrzeć zdjęcia, nawet te, które nie raz już widzieliśmy, bo na przykład zapowiadają wystawę.
Bo powtórzę to co napisałam chwilę wcześniej: to świat taki jaki jest, często w najtragiczniejszych momentach. Choć są też takie fotografie, które niosą nadzieję, zachwycają oko niezwykłym pięknem, zaciekawiają opowieścią, która dzieje się niedaleko nas.

Jakie kadry w tym roku zwróciły moją uwagę, jakie historie dały się zapamiętać?

Już od wejścia wita zdjęcie roku 2014 – afrykańskich emigrantów próbujących złapać zasięg dla swoich telefonów komórkowych, zdjęcie Johna Stanmeyera.
A tuż za nim, na następnej ścianie wzrok przykuwają barwne abstrakcje. Trudno jednoznacznie określić na co patrzymy, ale obraz nas fascynuje, wciąga, zaprasza do interpretacji, jest niczym znakomite dzieło sztuki ponowoczesnej. To zdjęcia Polaka – Kacpra Kowalskiego, który uprawia fotografię lotniczą.

 

fot. Kacper Kowalski

Zdjęcia z góry, z wysokości, z dystansu, oddali jakoś szczególnie mi się podobały w tym roku. Takie jest zdjęcie wędrujących wilków czy czarno-białe zdjęcie narciarza.

 

fot. Shangzhen Fan

 

fot. Anastas Tarpanov

Ale interesujące były też sytuacje, wydarzenia, ludzie, do których można było podejść blisko.
Poruszające jest zdjęcie z bostońskiego maratonu autorstwa Johna Tlumackiego.
'Healing Bobby’ to przejmująca opowieść o żołnierzu sfotografowana przez Petera van Agtmaela.
Zaciekawia cykl o egipskich kulturystach i ich matkach – 'Mother and Son’ Denisa Dailleux.
Intrygują zdjęcia o człowieku, który wybrał życie w bardzo bliskim związku z naturą gdzieś w rosyjskiej głuszy – 'Escape’ Danila Tkachenko.
Zadziwiają niemal całkiem czarne zdjęcia z Gazy Gianluci Panella’ego.
Jest człowiek z owcą w samochodzie, czekający na rozładowanie korków z serii Tanyi Habjouqa 'Occupied Pleasures’.
Ale jest też całkiem zwyczajne życie rolników z Transylwanii: zdjęcia niczym z albumu rodzinnego, które niejednemu widzowi przypomni wakacje na wsi. To cykl Reny Effendi 'Transylvania: build on grass’.
A także opowieść o ostatnich potomkach Wikingów Marcusa Bleasdale’a.

 

fot. Tanya Habjouqa

 

fot. Marcus Bleasdale

 

fot. Rena Effendi

Te równolegle istniejące światy mają paradoksalnie wiele ze sobą wspólnego.
To nasza teraźniejszość, nasz XXI wiek.
To nasz stosunek do siebie nawzajem, do świata.
To nasza praca, pasje, smutki i radości. Nasze życie. My.

Na wystawie nie zaprezentowano całości cyklów zdjęć, tylko wybrane fotografie.
Dlatego warto zajrzeć na stronę World Press Photo i obejrzeć całość.
A jeśli macie możliwość, warto pójść na wystawę. Bo jak się okazuje, choć na wstępie napisałam, że tegoroczna wystawa nie była przeżyciem, to bardzo dobrych i wartych zobaczenia kadrów jest całkiem sporo.

A jeśli ktoś chce sobie przypomnieć wcześniejsze edycje WPP, polecam: 2013, 2012, 2010, 2009, 2008.
A jeśli interesuje was tematyka fotografii prasowej przypominam książkę.

I like photo na facebooku – zapraszam.