Przybysze płynęli z dalekich stron, z drugiego końca świata. Płynęli z nadzieją, że są na drodze do nowego, lepszego życia. Czasem był to wybór, częściej ucieczka w świat, ucieczka od biedy, wojny, śmierci. Ale nim dotarli do celu podróży, często podróżując w strasznych, nieludzkich warunkach, musieli przejść przez wyspę-klucz – Ellis Island.

Pracujący tu urzędnicy zbierali szczegółowe dane i przestrzegając ścisłych wytycznych decydowali kto może a kto nie może wejść do Nowego Świata. To były decyzje o życiu lub śmierci. Historia Ellis Island to tak naprawdę historia czyśćca, opowieść o ludzkim losie, o ponad 6 milionach imigrantów, którzy przez nią przeszli w jedną lub drugą, powrotną stronę.

Jednym z wielu długoletnich urzędników pracujących na wyspie Ellis był Augustus Sherman, nieoficjalny fotograf. Nieoficjalny, ponieważ nie był zatrudniony na takim stanowisku, choć z czasem głównie tym się zajmował, za przyzwoleniem i aprobatą swoich przełożonych.

 

 

 

 

Przybysze fascynowali Augustusa Shermana. Różnorodność kultur, narodowości wyrażająca się w strojach, zapisana na twarzach, ukryta w ich rysach. Cała wieża Babel na niewielkiej wyspie. A w tych twarzach zamknięte historie, losy, których często nie zgłębiał, bo nie chciał albo nie zdążył poznać. To musiało być intrygujące. Tak więc fotografował, notował, zapisywał wybrane krople z morza ludzkiego.

 

 

 

 

Czasem zdarzali się niezwykli ludzie – cuda/wybryki natury: rosyjski gigant, mały człowiek z Birmy, Hindus z dodatkowymi kończynami. Ale nie skupiał się na nich jakoś wyjątkowo. Najczęściej fotografował ludzi zatrzymanych do wyjaśnienia, czekających na decyzję, dokumenty, pieniądze…

 

 

 

Interesował go człowiek. Jego strój, wyraz twarzy, jego niema opowieść, którą zapisywał dla siebie i być może dla potomności. Choć właściwie odnosi się wrażenie, że robił to z czystej pasji poznania, nie myślał, że oto dokumentuje ważne wydarzenia. Pracował na wyspie długie lata, zdjęć musiało powstać tysiące, ale spuścizna po Shermanie nie jest szczególnie obfita. Był aż tak krytyczny wobec swoich prac? Niszczył swoje zdjęcia? Poszukiwanie odpowiedzi nie ma specjalnego sensu, lepiej jest zobaczyć to co zostało. 250 zdjęć – tyle pozostało. Dziś wybrane fotografie można oglądać w Ellis Island Immigration Museum, wydane zostały też w formie książki.

 

 

 

 

 

Augustus Sherman był amatorem, ale miał talent. I wykorzystał go tworząc wyjątkowy zapis przybyszów z całego świata do Ameryki końca XIX i początku XX wieku. Powstał dokument cenny i ważny, nie tylko dla historii Stanów Zjednoczonych, dla potomków imigrantów, ale i historii świata. Choć jest to tylko mały wycinek, fragment zaledwie z niewyobrażalnej fali ludzkiej, która przybyła na amerykańską ziemię w poszukiwaniu nowego życia i szczęścia. Wielu się udało, wykorzystali swoją szansę, współtworzyli swój nowy kraj, inni przepadli w dzielnicach biedy. Tak tworzyła się historia Ameryki, ich historia.

 

 

 

 

fot. Augustus Sherman

A gdzie znalazłam Augustusa Shermana? W bardzo ciekawej książce ’Wyspa klucz’ Małgorzaty Szejnert, pasjonującym reportażu o miejscu, które mieści w sobie miliony opowieści.
Książka opowiada nie tylko o owych imigrantach z całego świata, ale też rysuje portrety ludzi, którzy przez lata tworzyli to miejsce, tu pracowali: urzędników, komisarzy, tłumaczy, lekarzy, sekretarki, bagażowych aż po tych, którzy dziś zajmują się zachowaniem wszystkich opowieści dla potomnych. Warto tę książkę przeczytać.

 

fot. Augustus Sherman

A więcej zdjęć z Ellis Island można zobaczyć tutaj, a także tutaj.

I like photo na facebooku – zapraszam.