Fotografie Hellen van Meene zapadają w pamięć. Jest w nich coś wyjątkowego, niepowtarzalnego.
Coś czego dotyka bardzo subtelnie. Coś z czym pośpieszny widz łatwo może się rozminąć, nie zauważywszy niczego szczególnego.
Tę współczesną fotografkę wiele łączy z jej rodakiem, słynnym malarzem. Choć równie wiele dzieli.
Hellen van Meene jest Holenderką, wymienianą pośród grona najlepszych współczesnych fotografów. Ale nie to jest ważne. Ważniejsze jest to jak patrzy na ludzi, jak ich portretuje. Zasłynęła portretami dorastających dziewcząt.
Elegancja kompozycji, szacunek do detali i przede wszystkim – światło, tworzące niezwykłą atmosferę. To łączy ją z Johannesem Vermeerem. Jednak jej bohaterki i bohaterowie są na wskroś współcześni. I – nie umiem lepiej tego ująć – inni. Ta inność, oryginalność, wyjątkowość przyciąga i w jakiś osobliwy sposób magnetyzuje.
Hellen van Meene studiowała sztukę na Rietveld Academy w Amsterdamie, a także fotografię. Mówi o sobie, że jest fotografem, choć z malarstwem łączy ją bardzo wiele, przede wszystkim – światło. Tropiła i obserwowała je od dziecka, odwiedzając muzea i podziwiając holenderskich czy włoskich mistrzów malarstwa. Pamięta je, ma w pamięci, ale nie kopiuje, nie odtwarza. Pracuje wyłącznie ze światłem dziennym, obserwuje je, poszukując idealnego oświetlenia dla swoich postaci.
Kim są jej bohaterki, jakie są? Dlaczego właśnie te twarze zatrzymuje w kadrze? Na te pytania odpowiedź zna tylko sama Hellen, widz może się tylko domyślać. Fotografowała je nie tylko w swoim rodzinnym kraju, ale jeżdżąc po świecie. Była w Rosji, na Łotwie, w Japonii, w Stanach Zjednoczonych, na południu Afryki. Inny kraj, inny język, nowe doświadczenia – to pozwoliło jej na przełamanie twórczego kryzysu, a zarazem pomogło odnaleźć własny język.
Dorastające dziewczęta, czasem jeszcze dziewczynki, dzieci. Mają w sobie jakiś smutek, zadumę, nostalgię. Żadna z nich się nie uśmiecha. Nie wszystkie są ładne, choć zarazem każda z nich jest ładna swoją niepowtarzalną urodą. Wyjątkowe. Tajemnicze. Zwyczajne, ale i niezwykłe. Niektóre z tych portretów są genialne.
W maju 2015 wydała album „The Years Shall Run Like Rabbits”.
Warto zajrzeć do portfolio Hellen van Meene, polecam też wywiad z fotografką.
fot. Hellen van Meene