Marilyn Monroe. Kobieta. Symbol kobiecości, jej wcielenie i emanacja seksapilu. Wdzięk, uroda i inteligencja – wbrew pozorom, które chciała lub które kazano jej utrzymywać. Aktorka, jedna z najsłynniejszych gwiazd kina, ikona popkultury.
Wciąż fascynuje, wciąż intryguje, wciąż pozostaje tajemnicą. Mało kto znał ją naprawdę. Jej historia to opowieść o samotności i poszukiwaniu miłości. Napisano o niej całe mnóstwo banałów i spory stek bzdur. Tego wolałabym uniknąć, więc milknę.
Co chwilę odnajdują się „ostatnie zdjęcia”, „ostatnie sesje” niepublikowane albo i cudownie odnalezione filmy czy negatywy sesji z Marilyn Monroe. Czasem zdarza się sesja, która wnosi coś więcej do opowieści o Marylin.
Był 1946 rok. Wtedy nie była jeszcze Marylin. Nazywała się Norma Jeane Dougherty, miała 20 lat, jej pierwsze małżeństwo dobiegało końca. Zaczynała się za to jej przygoda z fotografią, a to, między innymi, dzięki André de Dienesowi, fotografowi węgierskiego pochodzenia.
70 lat temu, na plaży w Malibu, powstały zdjęcia, które pokazują nieco inną Marylin, inną od tej, jaką później stworzyły media, plotki, sensacje, domysły i hollywodzki PR.
Naturalność, świeżość, młodość. I prawdziwe piękno. Wszystkie jej atuty, które z czasem znikały powoli pod kolejnymi warstwami makijażu, fryzurami i seksownymi strojami słodkiej blondynki.
A tu pyzate oblicze rozmarzonej dziewczyny, której nie przeszkadza, że ktoś ją fotografuje.
Lubi to, czuje się swobodnie. Odwraca twarz ku słońcu.
Jeszcze nie robi słodkich min do obiektywu, nie wydyma ust, nie uwodzi, nie jest zmanierowana i sztuczna.
Zamiast sukienki zwykły, bury, ciepły koc, którym się otula.
W przerwie pomiędzy zdjęciami, które razem przygotowywali, André postanowił zatrzymać kilka wrażeń, jakie podejrzał w międzyczasie. Nie namyślając się długo, Marylin miała mu pokazać instynktownie radość, zaskoczenie, zamyślenie, wątpliwość, smutek, udręczenie i śmierć.
Fotografował w dużych zbliżeniach. Na wielu zdjęciach aktorka ma zamknięte oczy. Ale to nie te kadry mówią o śmierci. Kiedy Marylin miała ją pokazać, zakryła twarz kocem. To była nicość, koniec.
Jej życie dopiero miało się zacząć…
fot. André de Dienes