Szyk, elegancja, dobre maniery. To kiedyś były przymioty bardzo ważne, dziś nieco zapomniane, a może szkoda. Stosowność stroju, gestów, zachowania, słów. Czasem bardzo nam tego brakuje.
Fotografia mody. Nieco teatralna, wyrafinowana. Każdy gest czy pozycja doskonale przemyślane i zakomponowane, podobnie jak światło i cień, kolor, kompozycja, rekwizyty.
A jednak wydaje mi się, że kiedyś sesje mody były bliżej tego, co później nosiły kobiety na ulicach. To były, owszem, artystyczne, wystylizowane prezentacje, ale nie przekraczały pewnej granicy. Dziś bardzo często mamy do czynienia z szaloną ekstrawagancją (która, i owszem, bywa fascynująca), pięknymi baśniami, niezwykłymi kadrami w egzotycznych plenerach albo nagością. Choć bywają też zwykłe sesje, równie udane jak te spektakularne edytoriale. Jakie czasy – taka moda, taka opowieść.
Czasem dobrze też zajrzeć w przeszłość, w lata 40., 50., 60. i zobaczyć, że nawet mając dość ograniczone środki i możliwości można zrobić ogromnie wiele. I choć minęło już tyle czasu, wiele tych kadrów i dziś prezentuje się znakomicie, świeżo i pięknie. I jest niezwykle inspirująca, nie tylko dla fotografów mody.
Wiele z tych zdjęć było okładkami magazynu „Vogue”.
Fotografował mistrz, który inspiruje cały czas Horst P. Horst.
Tak się ciekawie składa, że równo rok temu pisałam o tym fotografie, przedstawiając jego portret. Wówczas okazją była wystawa Horsta P. Horsta w londyńskim Victoria&Albert Museum, którą obecnie można oglądać w Rotterdamie w Nederlands Fotomuseum – ekspozycja będzie tam prezentowana do 10.01.2016.
fot. Horst P. Horst