Znamy dobrze ich zdjęcia. Wiele z nich stało się ikonami, symbolami, pełnoprawnymi dziełami sztuki. Sztuki fotografii.
A za każdym z tych słynnych zdjęć stoi człowiek. Fotograf albo fotografka. Człowiek, którego twarz nie zawsze znamy i zwykle jej nie kojarzymy, poza kilkoma wyjątkami może. A tym twarzom też warto się przyjrzeć, zapamiętać je. Tym bardziej, że wielu z nich już odeszło.
I tu powracamy do fotografa, którego przedstawiałam niedawno przy okazji projektu Absence of Subject, czyli dialogu z Augustem Sanderem. Michael Somoroff. To człowiek, które miał niezwykłe szczęście spotkać największych fotografów w historii. Spotykał ich wielokrotnie, a także, co ważniejsze te chwile spotkań zapisał w kadrze.
Sfotografować fotografa to sztuka wcale niełatwa, bo większość zdecydowanie woli drugą stronę obiektywu i bardzo niechętnie zgadza się na zamianę ról i pozowanie do zdjęć. Somoroffowi udało się. Efektem jest album A Moment. Master Photographers: Portraits by Michael Somoroff.
25 mistrzów fotografii.
Chwila.
Chwila spotkania z mistrzem, ale też ostatni moment fotografii analogowej.
Doskonałe portrety. Przed wami, twarzą w twarz, mistrzowie fotografii, między innymi: Brassaï, Andreas Feininger, Alfred Eisenstaedt, Horst P. Horst, Jacques Henri Lartique, André Kertész, Elliot Erwitt, Duane Michals, Lillian Bassman, Arnold Newman, Helmut Newton.
Brassaï, fot. Michael Somoroff
Andreas Feininger, fot. Michael Somoroff
Alfred Eisenstaedt, fot. Michael Somoroff
Horst P. Horst, fot. Michael Somoroff
Andre Kertesz, fot. Michael Somoroff
Jacques Henri Lartigue, fot. Michael Somoroff
Robert Doisneau, fot. Michael Somoroff
Jeanloup Sieff, fot. Michael Somoroff
Lillian Bassman, fot. Michael Somoroff
Elliot Erwitt, fot. Michael Somoroff
Bert Stern, fot. Michael Somoroff
Helmut Newton, fot. Michael Somoroff
Arnold Newman, fot. Michael Somoroff
Duane Michals, fot. Michael Somoroff
Mary Ellen Mark, fot. Michael Somoroff
Jak to się stało, że Michael Somoroff zyskał możliwość spotkania i sfotografowania mistrzów fotografii? Otóż jego ojciec, Ben Somoroff (który studiował u Alexeya Brodovitcha) był jednym z najbardziej wpływowych fotografów amerykańskich, specjalizował się w martwej naturze. I to ojciec poznał Michaela z wieloma słynnymi fotografami płci obojga, jako że mały Michael od najmłodszych lat mnóstwo czasu spędzał w studio fotograficznym, towarzysząc ojcu w pracy, na planie. Można tylko pozazdrościć tych spotkań z mistrzami, i to nie tylko tych chwil w czasie portretowania. Bo, jak przyznaje w rozmowie, wielu z tych fotografów było tuż obok, gotowych pomóc, doradzić, podpowiedzieć. Bezcenne!
Michael miał nieco ponad 20 lat kiedy rozpoczął projekt. Portrety mistrzów nie były wyłącznie jego pomysłem, powstawały w atmosferze rozmów, współpracy z modelami i eksperymentów. Są niezwykłe, zarówno pod względem emocji jakie przekazują, jak i kompozycji czy kreatywności. Są też bardzo osobiste. Co ciekawe, w początkowym zamyśle nie było publikacji materiału. Choć naprawdę trudno mi w to uwierzyć, bo kto nie chciałby pokazać zdjęć które, poza wszystkim innym, są dowodami na niecodzienne spotkania z mistrzami? Na szczęście znajomi i przyjaciele Somoroffa nie pozwolili mu na ukrycie takiego skarbu i namówili go na upublicznienie tych zdjęć. Somoroff przejrzał zebrany przez kilkadziesiąt lat materiał, dokonał wyboru i tak powstała książka oraz wystawa, która wędruje po świecie. I dzięki temu wielbiciele fotografii mogą spojrzeć w oczy swoim ulubionym fotografom, o ile oni/one na to pozwolili.
I like photo na facebooku – zapraszam.