Miałam wolną chwilę.
Czekając na spotkanie zajrzałam do księgarni, sięgnęłam na półkę z fotografią.
Trafiło na Leibovitz. Nieprzypadkowo.
’Pilgrimage’ najnowszy album.
64 fotografie zrobione między 2009 a 2011 rokiem.
Zaczęłam przeglądać i przepadłam.
Czas przestał się liczyć, choć zarazem był niezwykle ważny.
Bo to książka o przemijaniu, o czasie, o tym co pozostaje.
Leibovitz pielgrzymuje, tropiąc ślady.
Co po nas pozostaje?
Artefakty, przedmioty.
Niektóre pejzaże pozostają niezmienne. Jak wodospad Niagara.
Nie ma w tym albumie żadnych sław, celebrytów, żadnych twarzy.
A jednak to album który mówi o ludziach, o ich istnieniu w świecie.
Sukienka Emily Dickinson, pokój Virginii Woolf, pastele i patio Georgii O’Keeffe, ciemnia Ansela Adamsa, motocykl Elvisa Presleya, szkielet opisany przez Charlesa Darwina.
Dotknięte czasem, jego upływem.
Dotykane przez wielkich, podziwianych, sławnych.
Co po nas pozostaje?
Dzieło. Ludzka pamięć. Przedmioty.
fot. Annie Leibovitz
To chyba jedna z ciekawszych pozycji albumowych wydanych ostatnio. I wcale nie dlatego, że stworzona przez Annie Leibovitz. Nie miałam czasu by przeczytać tę książkę na spokojnie, w całości, od początku do końca, a chyba warto, bo to pozycja gdzie nie tylko zdjęcia są ważne, ale i to co i jak słynna fotograf o nich opowiada.
To nie jest recenzja, raczej impresja. I zaproszenie, byście mając chwilę usiedli w księgarni gdzieś w kącie i przejrzeli spokojnie tę książkę. Warto.
A jeśli ma ktoś chęć poczytać nieco więcej o książce, polecam tekst z New York Times’a tutaj.